Szanowni Państwo,
Wyrok skazujący Dodę, w sprawie o rzekome obrażenie uczuć religijnych dwóch osób, uprawomocnił się i to wbrew publicznemu skrytykowaniu go nie tylko przez autorytety naukowe w Polsce, ale też przez redakcje wielu dzienników na całym świecie. Przypomnijmy, że Artystka w 2009 roku w wywiadzie internetowym dla portalu Dziennik.pl, pozytywnie wypowiadając się o przesłaniu Biblii, zakwestionowała jej zgodność z nauką i poddała w wątpliwość wiarygodność jej autorów.
Wystarczy przypomnieć tylko kilka opinii uczonych. Dr hab. Wojciech Krysztofiak – logik i filozof, profesor US, w liście opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” w czerwcu, oświadczył: „Z punktu widzenia definicji instytucji obrażania uczuć religijnych, Doda w żaden sposób nie obraziła nikogo. Doda nie musi się bronić, gdyż nie jest w żaden sposób winna – to Doda powinna być chroniona, gdyż Sąd usiłuje ją rozliczać z jej praw obywatelskich chronionych konstytucyjnie”.
Wyjaśnił nawet szczegółowo nieprawdziwość stawianych w tej sprawie zarzutów: „Konstytutywną cechą uchybiania czyjejś godności jest przypisywanie temu komuś dezawuujących jego człowieczeństwo anty-wartości z racji przynależności tego kogoś do określonej grupy społecznej. Najczęściej, przymiotnikami dezawuującymi czyjeś człowieczeństwo są zwroty wulgarne lub powszechnie uznawane za epitety służące obrażaniu. W wypowiedzi Dody jednak nie występują żadne takie orzeczniki, które przypisywałaby ona osobom wierzącym w Biblię. Doda nie wypowiada się na temat osób wierzących w Chrystusa. Wypowiada się jedynie o autorach Biblii. Ponieważ nie wiadomo kto był autorem Biblii (podobnie jak nie wiadomo kto był autorem “Iliady”), nie można nawet orzec, że Doda obraziła autorów Biblii”.
Dopuszczenie tej sprawy na wokandę uznał za ewidentne złamanie Konstytucji: „Ponieważ nie żyjemy w państwie wyznaniowym, zaś Konstytucja chroni wolność słowa, wyrażania opinii oraz sumienia, sprawa w sądzie przeciwko Dodzie jest konstytucyjnie niedopuszczalna”.
Potwierdził to również prof. Zbigniew Mikołejko – filozof i historyk religii, kierownik Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, w artykule „Młot na Dodę i wolność słowa” opublikowanym w styczniu, również na łamach „Gazety Wyborczej”. Napisał wówczas, że „zarówno artykuł 196 kk, a jeszcze bardziej wyrok w sprawie Dody, ogranicza – zatem powinien być z samej mocy prawa nieważny – konstytucyjną zasadę równości wierzących, ateistów i agnostyków”.
Zauważył przy tym zagrożenie dla polskiej demokracji: „Wyrok na Dodę jest po prostu wyrokiem na społeczeństwo obywatelskie. I godzi on najzwyczajniej w wolność opinii. Jeśli bowiem nie zgodzimy się, że ateiści – choćby odbywało się to w sposób drastyczny i bolesny dla wierzących – mają prawo do pełnego jej wyrażania, możemy naszej demokracji powiedzieć: Dobranoc”.
Oceniając wyrok stwierdził wprost: „Mieści się on moim zdaniem w tej płynnej teodemokratycznej przestrzeni, w której decydują przekonania i odczucia sędziego, nie zaś normy i fakty. Wskazał ponadto, że: „Otwiera się tu pole dla wyroków wydanych na podstawie przekonań, nie zaś na podstawie faktów związanych z przekroczeniem określonych norm”.
Zwrócił też uwagę na fakt, że Biblia nie jest nigdzie obiektem czci religijnej: „Owszem, czci się Boga i Chrystusa, także Maryję i świętych, ale nie Pismo. Nawet jednak w przypadku rzeczywistego kultu demokratyczne państwo świeckie nie może przyjmować stanowiska religijnego i ścigać “heretyków” czy “niedowiarków” – na przykład za podważanie dziewictwa Maryi czy niewiarę w boskość Jezusa”. Dodał też, że Biblia „należy do uniwersalnego dziedzictwa ludzkości i każdy może ją interpretować i rozumieć, jak chce”.
W artykule „Niech Doda mówi, co chce” opublikowanym w styczniu w „Newsweeku”, ówczesny redaktor naczelny tego czasopisma Wojciech Maziarski skomentował zarzuty przeciwko Dodzie jeszcze dosadniej: „Prokurator, który zażądał grzywny dla Dody, zachował się jak przedstawiciel państwa, w którym obywatele mają stać na baczność przed oficjalnymi autorytetami, klękać przed urzędowymi świętościami, nie krytykować, nie wątpić, nie wyśmiewać i nie podważać. A za nieposłuszeństwo grozi kara. W tym państwie jednostka nie ma statusu autonomicznego obywatela, ale raczej poddanego. Pamiętam takie państwo z własnego doświadczenia, bo żyłem w nim do 1989 r. Nazywało się PRL”.
Za sprawą takich przykładów kwestionowania tego kontrowersyjnego wyroku i tak licznych argumentów biorących w obronę Dodę, wierzymy, że uda się nam wywalczyć prawdę, która zweryfikuje w końcu konstytucyjną zasadę wolności słowa. Oddajemy zatem sprawę pod osąd sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu i walczymy do końca o wolność.